Gość
|
Wysłany:
Pon 20:29, 30 Lip 2007 Temat postu: Robur Quercus |
|
Imie: RoburQuercus
Rasa: ork
Klasa: szaman
Staz na allseronie: niecały tydzień
Staz w innym swiece: kilka tygodni het temu na CL w UO; (półtora roku w Guild Wars; może i RPG to nie jest, ale gry zespołowej uczy
Czy masz jakies problemy z innymi klanami (napisz w jakich byles/bylas): brak
Czemu akurat ten a nie inny klan:
Mam tendencję do grania postaciami wpierającymi, a nie herosami z klucza heroic-fantasy i, w ogólnym rozrachunku, nie interesuje mnie rozbudowywanie garstki pikseli, coby lepsza była od pixeli innych kolorów, lecz gra z innymi. Klanu, jak wiadomo, szukam razem z bratem, jako że odgrywanie postaci (nawet dobre zrobionych) jedynie w dwójkę; choć zabawne, jest nieco jednak ograniczone przy braku innych ludzi doceniających i potrafiących się przyłączyć. Co znaleźć w sanktuarium mam nadzieję.
A teraz świat oczyma mojej postaci:
Robur patrzył na brata wzrokiem w którym mieszały się ze sobą szok i niedowierzanie.
- Paagrio daj mi siłę - pomyślał - daj mi proszę siłę abym nie wybuchł, abym nie oderwał tego bezmyślnego łba od przerośniętego karku lub nie wypalił oczu i wyrwał niewyparzonego języka. Zamknął na chwilę oczy, mając nadzieję, że cała ta burda zdoła się po prostu rozpłynąć się, gdy je znów otworzy. Głośny śmiech młodszego brata rozwiał jednak te mętne rozmyślania.
Robur westchnął; brat wciąż stał przed nim, i nie wyglądał nawet o odrobinę lepiej; wciąż brakowało mu kawałka ucha, kilku przednich zębów, a bezwładne lewe ramię nie chciało przestać krwawić. Aż jaśniał z dumy… szeroki uśmiech rozlał się po jego poobijanej facjacie, kiedy rozejrzał się po szczątkach obozowiska.
- Może jednak coś się w tobie tli, choć nawet jeśli, to coś słabiutko walczyłeś. Sporo pracy jeszcze przed tobą, jeżeli chcesz wśród nas dłużej pożyć. Ale co tam, ładnieśmy ich załatwili, ojciec dumny z nas będzie. Powiedziawszy to Rubra odwrócił się i zaczął grzebać w pakunkach porozrzucanych dookoła obozowiska.
Robur nie patrzył na niego, tylko wbił oczy w ognisko i starał się uciszyć szalejącą w nim burzę. Tyle planowania na marne, tyle rozmów i ustaleń, tyle czasu, a ten porywczy idiota musiał wszystko w środku nocy rozpieprzyć.
Podszedł do ogniska, starając się zignorować harmider robiony przez brata i puszczając mimo uszu jego radosne okrzyki, gdy znajdował coś wartościowego. Po chwili jednak dobiegły go słowa, których nie mógł już zignorować.
- Ładnieśmy ich załatwili, nie powiem. Ale, po co ta cała szarada, po co te wszystkie ludzkie, podchody; winniśmy ich od razu wziąć, a nie przez tydzień włóczyć się z nimi…
- Mówiłem Ci przecież – odpowiedział chłodno – że nie chcę ich brać (w tym miejscy perfekcyjnie powtórzył wcześniejszy drwiący ton brata) nie chcę im nic robić; chcę tylko ich broni dla naszej rodziny i klanu…
-Toć mamy! -Odpowiedział rozradowany Rubra zrzucając zdobyczne dobra na stertę obok ogniska.- I klan pewnikiem wielce rad będzie.
Robur powoli obszedł powoli ognisko.
- W to, że będą dumni nie wątpię. Ale to tutaj, teraz… bez sensu. Lata miną nim jakikolwiek nowy handlarz zapuści się w te strony, a nawet jeśli, to jego zbrojni naszpikują nas strzałami jak kukły ćwiczebne nim zdążymy na odległość głosu się zbliżyć. Skąd do tego czasu dobrą broń weźmiemy?
Rubra wciąż zajęty był przeszukiwaniem pozostałości.
- No i co z tego?! – wykrzyknął – Mamy już broń, towarzyszy i ogień Praagrio w naszych sercach! Te marne robactwo z równin spopielone przez nas będzie, gdy znienacka spadniemy na nich jak deszcz ognia!
Robur nie patrzył już ani na brata, ani na ogień, tylko wbijał wzrok w wijący się u podnóża góry gościniec. Nie widząc nic niepokojącego, westchnął.
- W tych górach nie ma bandytów, bo wszystkich już dawno wybiliśmy. Nie ma też groźnych bestii, bo wszystkie wyłowiliśmy. Jesteśmy tylko my i nasza wioska… Jak sadzisz, co zrobią ludzie jak tylko dowiedzą się, że handlarze tutaj znikają? Widziałeś kiedyś ekspedycję karną? Ja widziałem. Te kilka zabawek, któreśmy dziś zdobyli nic nam nie pomoże.
Rubra z łoskotem rzucił na ziemię trzymany w ręce napierśnik i w trzech wielkich susach dopadł do brata.
- Ty tchórzu – wycedził przez zęby – ty ludzki robaku! Jak śmiesz mówić, że te kundle są silniejsze od nas! Skończ jęczeć, albo ja cię skończę! - Ryknął.
Robur popatrzyl na brata z zaciekawieniem; bez śladu strachu.
- Wiem, że jesteś odważny – powiedział – tak jak i cały klan. Bardzo odważny… ale to ty właśnie musisz się jeszcze sporo nauczyć. Ognisko na pustkowiu łatwo dojrzeć i zniweczyć. Musimy być podziemnym ogniem, takim, który buzuje pod ziemią i którego nie zauważysz aż ci się podeszwy nie zaczną od żaru palić. A ja nie jestem tchórzem, zapamiętaj to sobie; nie lubię tylko bezsensownej śmierci. – skończył, po czym zasypał ognisko piaskiem i ruszył w stronę ciał.
Wszelka złość zdążyła już z niego całkowicie spłynąć.
- Gotowy układ… przez dziesięć lat broń krasnoludzką byśmy otrzymywali, a ty za szaradę i podstęp to miałeś… cóż, co się stało to się nie odstanie, pomóż mi ich zakopać.
<wiem że tekst ten pojawić się powinien nieco wcześniej ale zostałem zablokowany przez nierówną walkę z umowami dotyczącymi platform wiertniczych; nie jest lekko być tłumaczem > |
|